Postanowiłam nie zmieniać pierwotnej wersji i na jakiś czas przenosimy się do czasów licealnych Bartka, a dokładnie do klasy maturalnej. Będzie też dużo Jarosza, niedługo pojawi się Zibi. Tak więc miłego czytania! A wszystkim studentom rozpoczynającym jutro rok akademicki, życzę powodzenia.
Krople deszczu stale biły o dachy i parapety domów, a
pokryte ciemnymi, kłębiastymi chmurami niebo,
wcale nie zapowiadało, iż to ma się niebawem zmienić. Uważnie
przeskakując kolejne kałuże, starała się, aby wszech obecnie płynąca woda,
wyrządziła jak najmniej szkód. Niestety, nie ustrzegła się przed tym i w
czarnych pantofelkach na niewysokim obcasie, poczuła nieprzyjemny chłód. Na
szczęście duży parasol pożyczony od starszego kuzyna sprawdził się i
przynajmniej starannie wyprasowana biała bluzka, pozostała w nienaruszonym
stanie. Kiedy zza rogu ulicy wyłoniła się brama budynku, do którego zmierzała,
poczuła wyraźną ulgę, że pierwszego dnia w nowej szkole nie zacznie od totalnej
kompromitacji. Teraz miało być przecież tylko lepiej. Nie po to zmieniała swoje
miejsce zamieszkania, aby po raz kolejny być pośmiewiskiem dla wszystkich,
klasowym nieudacznikiem, gorszą siostrą
sławnego brata, której osiągnięciami nie można się pochwalić. O ile gimnazjum
było jeszcze do zniesienia, prawdziwa
trauma zaczęła się dopiero w liceum. Kolejne porcje materiału do opanowania
były kolosalnych rozmiarów, a ona mimo najszczerszych chęci i wielu
nieprzespanych nocach nie potrafiła powstrzymać tego, że jej oceny drastycznie
spadły o jeden, lub dwa stopnie. Nigdy nie była prymusem, brak większych
zdolności nadrabiała pracowitością i zaangażowaniem. To jednak nie wystarczyło
jej rodzicom i od tamtej pory te krzywdzące porównania znów się nasiliły. Twój
brat mimo treningów miał same piątki, słyszała prawie każdego dnia. Przez te
wszystkie słowa straciła pewność siebie. Zamknęła się w sobie, przestała rozmawiać z
wieloma osobami, a w klasie powoli zaczęto uważać ją za dziwaczkę. Gdy tylko
podniosła głos do odpowiedzi, czy też wtrącając swoje zdanie do dyskusji,
następowała salwa śmiechu, a potem ktoś rzucał to słynne zdanie „Patrzcie
Świderska jednak umie mówić”. Czuła, że
nie pasuje do ich środowiska, do tego szalonego życia, w którym liczy się
przede wszystkim dobra zabawa, nie zważając na późniejsze konsekwencje. A oni
za każdym razem musieli jej tę różnicę wypomnieć. Cierpliwie to znosiła,
nauczyła się podchodzić do tego wszystkiego z kamienną twarzą, tylko czasami
późnymi wieczorami robiła łzy w poduszkę. Nikt jednak nie słyszał jej płaczu.
Jedyna bliska osoba była zbyt daleko, aby móc ją pocieszyć i otrzeć te
spływające po policzkach kropelki. Sebastian grał dla Lube Banca Maceraty, włoskiego klubu
siatkarskiego. Wiedziała, że ten sport jest dla niego największą pasją, więc
nie miała pretensji, kiedy dwa lata temu wyznał, że opuszcza ojczyznę, aby grać
w najlepszej lidze świata. Tęskniła, a ta tęsknota nasilała się z każdym
samotnie spędzonym dniem. Tylko Sebastianowi potrafiła powiedzieć, co ją
naprawdę boli, a przy tym nie otrzymywała żadnych gorzkich słów krytyki, siadał
jedynie obok niej i powtarzał: siostrzyczko, razem to wszystko pokonamy. Mimo
tych jedenastu lat różnicy, łączyła ich niesamowita więź, której nawet
odległość nie zdołała zerwać. Dzwonił do niej niemal każdego dnia, aby zapytać
się, co słychać, a gdy zaś widywali się, potrafili tak długo ze sobą rozmawiać,
odganiając sen z powiek. Była dla niego w dalszym ciągu tą maleńką Adrianką,
która za wszelką cenę chciał obronić przed złem. Och Seba, tak żałuję, że nie
ma Cię tutaj ze mną, westchnęła głośno.
Szkoła była ogromna. Kiedy przestąpiła drzwi wejściowe, jej
oczom ukazał się długi, zielony korytarz. Poprzednie liceum było zdecydowanie
mniejsze, ale może to i lepiej, wśród tak wielkiej społeczności łatwiej o
znalezienie bratniej duszy. Na samym początku skierowała się do łazienki.
Spojrzała w lustro i poprawiła włosy. Była bardzo ładna, choć zbyt często
ukrywała tę swoją urodę. Ciemnobrązowe włosy upinała w ciasny kucyk, aby nie
przeszkadzały, opadając na twarz. Nie robiła makijażu zbyt często, a to z
pewnością dodałoby jej kobiecości. Przejrzała się jeszcze raz i wziąwszy
głęboki oddech wyszła z toalety, aby poszukać hali, w której miało odbyć się rozpoczęcie
roku szkolnego. To raczej nie sprawiło jej problemu, gdyż sala gimnastyczna ulokowana
była na końcu korytarza, a wielki napis nad drzwiami dostrzec można było już z
połowy drogi.
Sam apel do najciekawszych nie należał. Po ponad półgodzinnym monologu dyrektorki o
tym, aby pilnie się uczyć, bo II liceum w Kędzierzynie to nie przelewki,
uczniowie rozeszli się do klas. Z tym już był większy kłopot, jednak po
dziesięciu minutach błądzenia, z lekką podpowiedzią przypadkowej dziewczyny,
udało się w końcu odnaleźć docelowe miejsce. Weszła powoli do sali, rozglądając
się przy tym. Nauczyciela nie było w klasie, zaś uczniowie zapełnili już
miejsca, pozostawiając jedynie wolne dwa pierwsze rzędy ławek. Skierowała się
do tej drugiej od okna. Próbowała się przy tym uśmiechnąć, lecz nerwy nie
pozwoliły na to. Usiadła więc ostrożnie, oczekując na dalszy bieg wydarzeń. Nie
minęła minuta, gdy starsza kobieta ubrana w ciemną garsonkę, z dziennikiem pod
pachą przekroczyła próg klasy. Przywitała się z uczniami, zapytała o minione
wakacje i samopoczucie w pierwszym dniu roku szkolnego, w odpowiedzi zaś
usłyszała jedynie jęki już stęsknionej za czasem wolnym młodzieży. Po chwili
zaś spojrzała na siedzącą w drugiej ławce dziewczynę i znów zabrała głos:
-Jak widzicie, mamy nową uczennicę w klasie. Adrianna
Świderska, jeśli dobrze pamiętam. Mam nadzieję, że miło ją przyjmiecie.
Brunetka kiwnęła głową, po czym odwróciła się i wreszcie
zdołała się uśmiechnąć w stronę nowych znajomych. Ich reakcja była przychylna,
odpowiedzieli jej tym samym, zaś dwójka chłopaków z ostatniej ławki pomachała
nawet w jej stronę. Odetchnęła z ulgą, a nauczycielka otworzyła dziennik i
zaczęła sprawdzać obecność. Nie zdążyła nawet wyczytać pierwszego nazwiska z
listy, gdy drzwi ponownie się otworzyły, a w nich stanął bardzo wysoki chłopak,
ubrany w jeansy i lekko pomiętą, białą koszulę. Był szczupły, choć na wpół
odsłoniętych ramionach, można było dostrzec zarys tworzących się mięśni.
-Dzień dobry- przywitał się, rozglądając po klasie- jak
widać trafiłem idealnie, wprost na listę obecności.
-Panie Bartoszu,
punktualność jest doprawdy pana mocną stroną i to już pierwszego dnia
uraczył nas pan o tym przekonać- odparła kobieta z wyczuwalną ironią w głosie.
-Wczoraj graliśmy bardzo późno i w celu odzyskania sił,
opuściłem dzisiejszy apel, aczkolwiek źle wymierzyłem czas, gdyż chciałem
zjawić się tu przed panią- wyrecytował niczym z pamięci przygotowany tekst,
wiedząc, że nauczycielka ma do niego słabość.
-Dobrze, już się nie tłumacz, zajmij miejsce obok nowej
koleżanki, a klasie proponuję, aby na Mikołajki w prezencie kupiła ci zegarek.
Z pewnością się przyda.
Bartek odetchnął z ulgą: kolejne jego niesforne zachowanie
uszło płazem i choć wszyscy raczej przymykali oko na jego wybryki – wschodząca
gwiazda siatkówki musi mieć specjalne względy,
to przecież chluba naszej szkoły- nie wpisując zbyt często złych uwag w
dzienniku, obawiał się, że już pierwszego dnia może zebrać wielkiego minusa u
profesor Mareckie. Uśmiechnąwszy się w ramach podziękowania za ulgową taryfę,
skierował się w stronę wskazanego miejsca.
Dopiero teraz zauważył, że przy oknie siedzi nieznajoma dziewczyna:
drobna brunetka, patrząca niepewnie w jego stronę. Im bardziej się do niej
zbliżał, utwierdzał się w przekonaniu, że jest naprawdę ładna. Naturalna, bez
tony makijażu na twarzy, z pięknymi, lekko pofalowanymi od wilgotnego powietrza
włosami. Spojrzał na nią, zauważając, że ta lekko się rumieni. Uśmiechnął się
po raz kolejny, jakby chciał dodać otuchy nowo poznanej koleżance, w myślach
układając scenariusz lepszego poznania przybyłej uczennicy. Nie zdążył jeszcze
usiąść, kiedy nauczycielka zaczęła czytać listę obecności. Rozmowę z dziewczyną
musiał więc przełożyć na później.
-Adrianna Świderska- szepnął do brunetki. Usłyszawszy słynne
w kręgach sportowych nazwisko, nie omieszkał się zapytać o powiązania z
reprezentantem Polski.- Masz coś wspólnego z tym siatkarzem?
-Nie- skłamała natychmiastowo. Przed przybyciem tutaj obiecała sobie, że
nigdy już nie da zrobić z siebie tej ofiary, gorszej siostry sławnego brata.
Sebastian i tak był we Włoszech, więc stwierdziła, że na takie małe kłamstewko
może sobie pozwolić. Miała szczęście, że z bratem tak bardzo różnili się. Ta
drobna brunetka w niczym nie przypominała wysokiego, dobrze zbudowanego
sportowca. A już najbardziej odróżniały ją te ciemnobrązowe, prawie czarne
włosy i niczym węgielki oczy.
-Szkoda, bo to reprezentant Polski. Niesamowicie ważne
ogniwo w drużynie- odparł, a ona już wiedziała, kim może być ten młodzieniec.
-Ty też trenujesz siatkówkę?
-Tak, kilka miesięcy temu przeniosłem się do tutejszego
klubu. A ty skąd się w ogóle tu wzięłaś?
-Przeprowadziłam się z Zielonej Góry, ale to trochę długa
historia.
-To może mi ją opowiesz na spacerze?
-Pada- wskazując na całą w kroplach szybę.
-Lubię spacerować w deszczu.
W tym momencie Bartosz dostrzegł jeszcze jedną, ważną rzecz.
Siedząca obok dziewczyna przepięknie się uśmiechała. Kąciki ust podniosły się
nieznacznie, zaś policzki lekko zarumieniły się. Śmiały również się i te
błękitne oczy. Aż chciał, aby ta chwila, kiedy spoglądał w jej twarz, trwała
jak najdłużej. Być może było to jednak złudzenie, wywołane zauroczeniem, jednak
miał wrażenie, że tak pięknego i szczerego uśmiechu jeszcze u nikogo nie
widział, jakby radowała się od głębi siebie. Musi mieć również piękne wnętrze,
pomyślał i uśmiechnął się do siebie. Wiedział już, jak bardzo pragnie ją
poznać.
-Bartek, idziemy na piwo do baru mojego ojca- nie zdążywszy
jeszcze opuścić klasy, doszedł do niego kolegi- obiecał całej klasie darmową
kolejkę. Nowa koleżanka też oczywiście idzie. Pamiętaj słoneczko- zwrócił się w
stronę dziewczyny- Mateuszowi Adamczykowi się nigdy nie odmawia.
-To pierw piwo a potem spacer- szepnął w stronę dziewczyny,
aby inni nie dosłyszeli.
Dawno tak się nie czuła. W tym momencie nie było już tej
biednej, wiecznie poniżanej, chowającej się po kątach Dagmary, a zastąpiła ją
odważna, pełna uroku dziewczyna o pięknym uśmiechu i choć momentami skrywała
dłonie, aby ukryć drżenie, czuła, że od tego dnia może się tak wiele zmienić.
Nikt nie patrzył na nią z politowaniem, czy widoczną pogardą, nikt nie miał
zamiaru się z niej naśmiewać. Aż dziwiła się, jak wszystko może zmienić się w
ciągu zaledwie kilku godzin. Jeszcze rano przekraczała próg szkoły ze strachem
i niewielką nadzieją, że znajdzie tutaj spokój. Teraz ta nadzieja była większa,
nadzieja na lepsze życie.
Wczesne popołudnie w Kędzierzynie nie przypominało tego
deszczowego, pełnego chmur poranka i choć żadne znaki na niebie ani ziemi nie
zwiastowały zmiany pogody, wreszcie nieśmiało na niebie pojawiało się słońce, pozwalając
na złożenie chroniących przez zimnymi kroplami parasoli. Bartosz swój schował
pod ramię i przepuściwszy dziewczynę przez bramę, znaleźli się w
najpiękniejszym, kędzierzyńskim parku. Początkowo chciał ją zabrać na swoją
ulubioną, kamienną ławkę, pomiędzy dwoma klonami, ale był pewien, że po
porannej ulewie pewnie będzie cała mokra. Postanowił iść więc przed siebie, bez
żadnego, konkretnego celu. Spojrzał na dziewczynę obok, zdawała się być nieco
speszona, a uśmiech, który jeszcze przed chwilą jej towarzyszył, znikną ł.
Błądziła oczami gdzieś wśród drzew, jakby nie chciała nawiązać żadnego kontaktu
wzrokowego. Czyżby to wszystko powracało? Ta nieśmiałość, brak poczucia własnej
wartości i to zagubienie, gdy tak bardzo chce coś powiedzieć, a żadne słowo nie
potrafi wyjść z jej ust. Spojrzała na Bartka. Był inny od wszystkich, a
właściwie taki jej się dopiero wydawał, przecież znała go raptem parę godzin.
Zdążyła się jednak przekonać, że jest gwiazdą szkoły, a mimo tego nie miał
żadnych objawów sodówki, czy czegoś podobnego. Był taki naturalny,
uśmiechnięty, miły, być może lekko nierozgarnięty, ale z to uroczy w tym
wszystkim. Wiedziała, że jeśli miałaby tu komuś zaufać, pierwszą osobą byłby
Bartosz.
-Kędzierzyn nie jest jakimś fascynującym miastem- na jej
szczęście przerwał niezręczną ciszę, która zapanowała między nimi- Nie to co
moja Nysa, ale jest tu wiele fajnych miejsc. Jeśli masz czas w któreś
popołudnie, mogę cię pooprowadzać. Tylko inne buty się wtedy przydadzą. Ale nie
o tym. Miałaś mi powiedzieć, co cię tu sprowadziło- zwrócił się w stronę
brunetki.
-Cóż, nie dogadywałam się z rodzicami- odparła, po czym
zamilkła na moment. Przez moment zawahała się jeszcze, tyle lat w zamknięciu i
strachu przed ludźmi zrobiło jednak swoje, ale teraz miało być inaczej- Oni
zawsze wywierali na mnie jakąś chorą presję. Moje brat zawsze był wzorowym uczniem, miało dobre
stopnie, osiągało wiele sukcesów poza szkołą, a ja nigdy nie potrafiłam mu
dorównać. Do tego moja klasa, która delikatnie mówiąc do najwspanialszych nie
należała. Trójka chłopaków poszła do więzienia za narkotyki, dziewczyny
spędzające głównie czas z butelką piwa czy wódki w ręce. Ja czułam się inna od
nich, zależało mi na czymś więcej, niż tylko na jednej wielkiej imprezie,
dlatego nie mogłam się z nimi dogadać, a właściwie to z nimi w ogóle nie
rozmawiałam. Mieszka tu siostra mamy, moja chrzestna, zauważyła chyba, że coś
jest nie tak i zaproponowała, abym zamieszkała z jej rodziną i spokojnie
przygotowała się do matury. Bez żadnych kłótni i presji.
-Wiesz, rozumiem cię bardzo dobrze- spojrzała na niego
wymownie, a on pośpieszył się, aby wszystko wyjaśnić.- mówię o tej presji. Mój
tata również był siatkarzem, a więc kiedy ja zacząłem uprawiać tę dyscyplinę,
przestałem być dla niego jedynie synem, a stałem się przede wszystkim uczniem.
Musiałem najwyżej skakać, najlepiej serwować, jak najczęściej być przy piłce i
choć trenerzy mówili, że dobrze mi idzie jak na swój wiek, on powtarzał: musi
być perfekcyjnie, ma być najlepszy. Wszystko się zmieniło, od kiedy przeniosłem
się tutaj. Już nie patrzą na mnie, jako na siatkarską maszynkę, ale jako na
stęsknionego, powracającego do domu syna. Myślę, że spojrzeli na to wszystko z
dystansem, zrozumieli, że w pewne sprawy już nie mogą integrować, że teraz idę
swoją drogą, ich głównym zadaniem jest mnie wspierać, nawet jeśli coś idzie nie
tak. Myślę więc, że i u ciebie będzie podobnie. Zatęsknią za córką, przemyślą
swoje postępowanie i wszystko się zmieni.
Po tych słowach uśmiechnął się,
dodając brunetce otuchy i życząc, aby w jej przypadku wszystko potoczyło się
tak samo. Po tych wszystkich chwilach zwątpień, wzajemnych pretensjach, urazach
zrozumiał bowiem, że rodzina to największy skarb, jaki się posiada, tylko
czasem ludzie zapominają o tym. U niego w domu też zapodziało się to wszystko,
lecz szczęśliwie w porę odnaleźli dobrą drogę, drogę do miłości i wzajemnego
zrozumienia. Być może kiedyś rodzice Adrianny też zrozumieją, jaką wspaniałą
córkę mają, a ich relacje jeszcze nie będą stracone. On już wiedział to tego dnia
i choć nigdy nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia, stojąca przed nim
brunetka działała na niego w niesamowity sposób. „Jeśli twoi rodzice nie
potrafią cię docenić, ja to zrobię. Będę twym najwierniejszym przyjacielem”,
pomyślał, przytulając dziewczynę do klatki piersiowej.