niedziela, 11 listopada 2012

3. A Zbyszek Bartman nie zwykł rzucać słów na wiatr.



    Nie było go. Już czwarty dzień nie pojawił się w szkole, a ona czuła coraz większą tęsknotę. Krzesełko obok w ławce było puste i choć dziś na całe lekcje przysiadł się do niej chłopak o imieniu Mateusz, nie zastąpił Bartosza. Brakowało jej tego uśmiechu, ciągłych żartów i tej opiekuńczości, którą już pierwszego dnia ją obdarzył. Był dla niej niczym przewodnik, oprowadzający po jeszcze nieznanym, nowym świecie, pokazując, co dobre, a co złe. Wprawdzie  powiedział, że z powodu wyjazdu na mecz do Olsztyna nie będzie go kilka dni, nie spodziewała się, jak ta nieobecność może wpłynąć na jej samopoczucie. Była nieco przygaszona, ciągle spoglądając na drzwi od klasy, z nadzieją, że tak, jak i w rozpoczęcie roku wyskoczy z nich wesoło Kurek. Kiedy na takich rozmyślaniach minęła już piąta lekcja, stwierdziła,  że to nie ma sensu. Z resztą, nie powinna tak mocno przywiązywać do osoby, którą zna raptem niewiele ponad tydzień. Bartosz w rzeczywistości mógł przecież okazać się zupełnie innym człowiekiem. A co jeśli jest zły i zakłamany? Wystarczyło spojrzeć, jak traktował Aleksandrę Bystrzycką i choć sam twierdził, że Olka sobie na to zasłużyła, Adrianna stwierdziła, że mógłby być dla niej jednak nieco milszy. Nie potrafiła jednak myśleć o Kurku w ten sposób. To przecież on wyciągnął rękę do zagubionej, samotnej dziewczyny, zamieniając pierwszy tydzień w nowej szkole w naprawdę wspaniały czas. To on dodał jej pewności siebie i pokazał, że jest piękną, wartościową dziewczyną, którą wiele osób może się interesować. Uśmiechnęła się na samom myśl zeszłego tygodnia, kiedy po lekcjach za każdym razem odprowadzał ją do domu. W piątek wszedł nawet na herbatę, a ona sama nie zauważyła zajęta rozmową z nim, kiedy zapadł zmrok, a ciotka wróciła z pracy. Myślała, że i w tym tygodniu będzie tak samo. Niestety w niedzielę Bartosz w rozmowie telefonicznej poinformował ją o wyjeździe na mecz na Warmię, a ona poczuła, jak po raz kolejny siatkówka zabiera jej ważną osobę. W końcu z Sebastianem też tak było: ciągłe treningi, wyjazdy na mecze raz w tygodniu, niespodziewane zgrupowania. Kiedy tak rozmyślała o tym wszystkim, poczuła, jak w kieszeni bluzy wibruje jej telefon. Kątem oka spojrzała na anglistkę i zauważywszy, że ta zajęta jest pisaniem słówek na tablicy, wyciągnęła komórkę i natychmiastowo odczytała wiadomość. „Wpadnę zadać sobie lekcje”. Adrianna aż westchnęła z radości, a na jej twarzy pojawił się natychmiastowo uśmiech, w końcu zobaczy Bartka i nawet wizja zapowiedzianego sprawdzianu z gramatyki nie zdołała zepsuć jej humoru. Najważniejszy w tym momencie był Kurek.

     Miał dość Warszawy: nieustannych korków na ulicach, wszędzie kłębiącego się smogu, odrapanej klatki schodowej na Pradze, meneli pod blokiem, a przede wszystkim swoich rodziców, którzy nieustannie ingerowali w jego życie. To przez nich rok temu wyjechał do Turcji, chcąc uciec, jak najdalej od tej nadmiernej kontroli. Wszystko wiedzieli najlepiej, łącznie z porą, o jakiej ma wracać do domu i znajomymi, z którymi ma się spotykać. To oni zniszczyli jego poprzedni związek, kiedy to ojciec wybrał się do Moniki, jego byłej dziewczyny i oznajmił, że niszczy karierę syna, więc najlepiej powinna się wycofać, a jeśli tego nie zrobi, już on się tym zajmie. Zbyszek długo nie wiedział, dlaczego jego miłość przestała się odzywać tak z dnia na dzień, a gdy poznał prawdę, był w szoku. Trwało to jednak zbyt długo i gdy postanowił przeprosić za wszystko Monikę, ona już była w szczęśliwym związku. Widział ją, gdy siedziała pod Pomarańczarnią na kolanach jakieś blondyna. Choć chciał krzyczeć ze złości, podbiec do niej, wyrwać ją z jego objęć, jedyne co zrobił, to zadzwonił do swojego managera i powiedział: tak, chcę wyjechać do tej Turcji, byle jak najdalej stąd. Spakował się w mgnieniu oka i jeszcze tego samego dnia stał na lotnisku Okęcie i wymieniając kilka sztucznych uprzejmości, pożegnał się z rodzicami. Kraj Arabów nie okazał się jednak rajem, z resztą niczego takiego się nie spodziewał, chciał jedynie odpocząć, spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, ukoić swój żal i zapomnieć o Monice. Po pół roku jednak stwierdził, że nie jest to kraj, w którym chciałby zatrzymać się na dłużej; było tam za gorąca, za nudno,  Arabki za brzydkie, a tęsknota za ojczyzną sprawiła, że postanowił wrócić. Wiedział jednak, że w Warszawie nie odnajdzie swojego miejsca i kiedy Kędzierzyn zgłosił się z propozycją, przyjąć ją bez wahania. To nic, że stojąc teraz na dworcu w tym niewielkim mieście, przeklinał smród dochodzący z jego wnętrza i tę niemiłą panią recepcjonistkę, która nie chciała wskazać mu drogi, wiedział, że najlepiej jest wszędzie, gdzie Leona Bartmana nie ma w pobliżu. Zmęczony taszczeniem bagaży, opadł na ławkę w poczekalni. Było po szesnastej, a nikogo zainteresowanego jego osobą nie było. Chwycił więc leżącą na parapecie gazetę „Wieści kędzierzyńskie” i w celu zabicia nudy w oczekiwaniu na przedstawiciela klubu, zaczął przeglądać. Minęła chwila, kiedy usłyszał głos:
-Pan Zbyszek?- przed nim stał niespełna czterdziesto letni, wysoki mężczyzna, ubrany w sportową bluzę.- Przepraszam, że musiał pan czekać, ale złapałem gumę po drodze.
-Nic nie szkodzi i tak o dziwo pociąg, jak na polskie warunki, przyjechał punktualnie- Bartman wstał ze swojego miejsca i z uśmiechem na twarzy uścisnął dłoń mężczyzny.
-Tomasz Niechciał, asystent trenera. Witamy w Kędzierzynie.

    Kawalerka nie była najgorsza. W prawdzie, kiedy po raz pierwszy przekroczył jej próg, na widok tych mocno czerwonych ścian, miał ochotę się roześmiać i chwytając swoje bagaże ponownie, podziękować przedstawicielowi klubu za mieszkanie. Teraz jednak siedząc z kubkiem gorącej herbaty przed telewizorem, nie zainteresowany serialem, rozglądał się wokół siebie. Nie jest tragicznie, westchnął. Najważniejsze, że nie musi się przejmować żadnymi opłatami, gdyż klub pokrył je na pół roku z góry, ma duże łóżko, w którym bez żadnego problemu pomieści się prawie dwumetrowy mężczyzna, nie ma żadnego grzyba na ścianach, a przecież przed tym najbardziej ostrzegali go rodzice, że trafi do jakiejś starej kamienicy, pełnej smrodu oraz brudu i wtedy doceni, czym naprawdę jest rodzinny dom. Najbardziej cieszył się z tego, że mieszka sam. Po doświadczeniach z poprzedniego roku, kiedy to jego turecki współlokator chrapał, niczym dwa samochody, przyprowadzał całą zgraję napalonych kobiet i zabawiał się z nimi całymi wieczorami, a jemu w dzień nie pozwolił obejrzeć nawet filmu, gdyż to go dekoncentrowała, a on potrzebował odpoczynku przed i po treningu. Dlatego, kiedy usłyszał, że klub może mu wynająć niewielką kawalerkę, zaledwie trzysta metrów od hali, zgodził się bez wahania. Wreszcie będzie mógł robić, co mu się podoba, począwszy od chodzenia w samych bokserkach po mieszkaniu, poprzez słuchanie głośno ulubionej muzyki, a skończywszy na przyprowadzaniu tylu znajomych, ilu zechce. No i wreszcie będzie się mógł wyspać. Kiedy o tym pomyślał, spojrzał na zegarek. Czarna wskazówka zbliżała się nieuchronnie do godziny dwudziestej trzeciej, więc może rzeczywiście nadeszła pora, aby położyć się do łóżka, tym bardziej, że jutro czeka go szkoła. Co prawda maturę powinien pisać rok temu, jednak zamiast na edukację, postawił na siatkówkę. Stwierdził, że szkoła może poczekać, lecz gdy tylko podpisał kontrakt z Kędzierzynem, zaniósł dokumenty do jednego z tutejszych liceów. W końcu tyle osób ma maturę, a on mimo stale rozwijającej się kariery sportowej, nie może zostać głąbem z podstawowym wykształceniem. Przemęczy się jakoś czytając nudne lektury z polskiego, czy wkuwając kolejne daty z historii, a potem podziękuje szkole z uśmiechem na twarzy szkole i zajmie się jedynie tym, co go naprawdę interesuje: siatkówką. W końcu ma zamiar zostać najlepszym siatkarzem świata, a Zbyszek Bartman nie zwykł rzucać słów na wiatr.
***
Dziś krótko, miałam dopisać jeszcze fragment o Bartku, ale pojawi się to w następnym rozdziale. Na razie chciałam wprowadzić Bartmana, który będzie bardzo ważną postacią.
Przepraszam za ogromne zaległości, zacznę je nadrabiać od czwartku. Niestety, studiowanie dwóch kierunków sprawia, że wolnego czasu jest naprawdę niewiele, ale obiecuję poprawę. Mam nadzieję, że rozumiecie. Życzę  miłej niedzieli a ja uciekam do geometrii.